siebie... Myślę, że oni wszyscy - Król, Próżny, Pijak i Bankier - nie mają przyjaciół i nie umieją być przyjaciółmi dla
ją poznać. - Już poznałaś. W biurze Charlesa Nielsona. - Brenda? - krzyknęła zdziwiona Sayre. - Kiedy wszedłem do biura i zobaczyłem cię tam, kompletnie mnie zatkało, za to mamie nie drgnęła nawet powieka. - Rzeczywiście. Nigdy bym nie zgadła. - Uważa, że jesteś śliczna, szykowna, mądra... hmm, co jeszcze... Nie pamiętam wszystkich określeń, ale zyskałaś w jej oczach ogromne uznanie. Pamiętasz, kiedy wyszłaś z budynku, a ja czekałem na zewnątrz, niby próbując wytropić Nielsona w Dayton? - W Cincinnati. - Tak naprawdę rozmawiałem z nią. Właśnie zmywała mi głowę za to, że byłem dla ciebie taki niegrzeczny. - Musiała odchodzić od zmysłów po tym, jak cię pobili. Nie dziwię się, że zadzwoniła tutaj, by porozmawiać z tobą w imieniu pana Nielsona. - Rozmawiałem z nią przed chwilą, jadąc do domu. Opowiedziałem jej, co się wczoraj zdarzyło. Od ponad dwudziestu lat pracowaliśmy nad doprowadzaniem Hoyle'ów do upadku. Mama cieszy się, że wreszcie wszystko się skończyło, a przede wszystkim, że przeżyłem. Zawsze obawiała się, iż Chris albo Huff odkryją, kim jestem, i że zniknę tak jak Gene Iverson lub zginę przypadkiem, jak mój ojciec. - Co z panem Merchantem? - Umarł kilka lat temu. Był dobrym człowiekiem, wdowcem bez dzieci. Szalał za moją matką i wychował mnie jak własnego syna. Poszczęściło mi się, że miałem dwóch dobrych ojców. Sayre wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. - To prawda. Ja nie miałam nawet jednego. - Odstawiła część jedzenia na szafce i wróciła po resztę. Beck chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie, tak że stanęła między jego rozsuniętymi nogami. - Kiedy skończę tu ze wszystkim i złożę rezygnację, będę szukał nowego miejsca na założenie firmy konsultingowej. - Masz już jakiś pomysł gdzie? - Miałem nadzieję, że coś mi podpowiesz. - Spojrzał znacząco w jej oczy. - Znam pewne cudowne miasto - odparła. - Wspaniałe parki, dobre jedzenie. Pogoda trochę w kratkę, ale jestem pewna, że Fritowi nie będzie przeszkadzała odrobina mgły, prawda? - Myślę, że bardzo mu się spodoba. Mnie by się na pewno spodobało, tak długo, jak będę mógł wracać tu od czasu do czasu na miskę czy dwie zupy gumbo. - Zdradzę ci pewien sekret. Każę ją sobie przysyłać zamrożoną. - Nie! - Tak - przeciągnęła palcami po jego czuprynie, ale jej tkliwy uśmiech powoli znikł z twarzy. - Znamy się zaledwie od dwóch tygodni, Beck. Dość burzliwych, dodam. - Mało powiedziane. - Wiem. Nie sądzisz, że to zbyt wcześnie na snucie wspólnych planów na przyszłość? - Możliwe - odparł. - Szczerze mówiąc, może powinniśmy dać sobie trochę więcej czasu, zobaczyć, jak się nam będzie układało, zanim ostatecznie się zdeklarujemy. - Też tak myślę. - Ile czasu potrzebujesz?
- A byłam? - odpowiedziała z tą samą przekorą.
- Nie pożałujesz - powtórzył z przekonaniem. - Za¬dbam o to. - Zawahał się i puścił jej ręce. - Muszę teraz wszystko zorganizować. Idę.
- Nie wiem, sam się dziwię - przyznał szczerze. - Czte¬ry miesiące temu Lara i Jean-Paul bawili w Paryżu, potem pojechali do Szwajcarii i do Włoch. Nie widziałem ich przez cały ten czas i dopiero po wypadku dowiedziałem się, że dziecko przebywa w Australii.
- Już próbowałam. Nie mam pomysłu, co mogłoby go skłonić do pozostania.
- Skąd wiesz?!
- Chciałbym, ale to długa podróż. Nie wiem, kiedy przylecą wędrowne ptaki... - Mały Książę był zaskoczony
- Chyba mówię wyraźnie, prawda? Jest pan żonaty?
Twarz kamerdynera przybrała wyraz urażonej niewin¬ności.
Co ci dziwni ludzie robili w sercu australijskiego buszu, ubrani tak, jakby spodziewali się królewskiego przyjęcia? Tymczasem była tu jedynie ona, a w dodatku huśtała się leniwie na swojej uprzęży jakieś dziesięć metrów nad ich głowami.
- Jak to?!
Róża jednak nie odpowiedziała. Była zbyt przejęta obawą, że któryś z ptaków mogłyby trzepotem skrzydeł zburzyć
Zirytował się.
W myślach Mały Książę dodał jeszcze: "Moim najpiękniejszym przyjacielem".
- Wszystko jest tutaj. - Tammy wskazała na rzucony na podłogę plecak.
twarzy. Tak, Shelby to była niezła sztuka. Będzie musiał ją odszukać. Nie dokończyli pewnej sprawy.
- Zawsze taki był - odparła szyderczo Shelby, kiedy zatrzymała wóz i zgasiła silnik. Wysiadła z już mocno
ju¿ ci je przygotowała i zostawiła w sypialni.
wysłuchawszy Marli - ale nikt nie ma tu wstepu poza rodzina.
gratuluje bratu i jego wybrance, wiec wolałem sie nie
Zawsze była jak pies mysliwski, nigdy sie nie poddawała i na
koperty opatrzonej napisem „Inwestycje” i przekonała sie, ¿e w
- Wezmę szklankę herbaty z lodem - odparła Shelby, stukając klapkami po terakotowej posadzce.
wjechał na parking. Marla wyskoczyła z samochodu, zanim
68
zziebniete dłonie.
Ale choc tak bardzo tego chciała, nie mogła przypomniec
- Kurwa!
- Wciąż nie wiem.
Przed Aleksem i ta kobieta, z która ma romans?
musisz organizowac dla mnie wycieczki. W koncu